
Ostatnio zalewają nas alarmujące artykuły o spadkach cen nowych mieszkań. Tymczasem spadki notowane są poniżej 1%, a na horyzoncie nie widać czynników mających obniżyć ceny. Wręcz przeciwnie, brak zapowiadanych dopłat do mieszkań czy preferencyjnych kredytów mieszkaniowych sprawiają, że mamy do czynienia z normalnymi, rynkowymi zachowaniami, zarówno deweloperów jak i nabywców. Zwiększona podaż już spada, pomimo dużej liczby nowych PNB, deweloperzy nie „szaleją” z nowymi inwestycjami i dostosowują się do obecnego popytu. Dodatkowo, utrzymująca zakupy relacja pomiędzy ceną m2 mieszkania a średnią płacą nadal utrzymują się na tym samym poziomie co przez ostatnie lata.
To prawda, mamy za ubiegły rok najniższy od lat wzrost cen rok do roku, ale wzrost w przedziale 8-12 % jest nadal solidnym wzrostem powyżej stopy inflacji i nadal zabezpiecza zainwestowany kapitał.
Trochę bawi mnie „gra” na spadki cen i załamanie rynku – daleko nam do tego scenariusza. Nie będę się już pastwił nad dyżurnym tematem cen materiałów budowlanych, braku dostępności działek budowlanych czy robocizny.
Tym bardziej, że wzrost gospodarczy przewidywany przez agencję ratingową Moody’s dla Polski ma wynieść w tym roku 3,5 % (przy średnim wzroście 1,5% dla Europy Środkowo Wschodniej) a prognozowany na 2026 znaczny spadek inflacji dodatkowo musi pobudzić sektor budownictwa.
Oczywiście, zakupy inwestycyjne mieszkań pod wynajem będą dokonywane znacznie rozważniej, zakupy na potrzeby własne również. Nie mniej, jednak rozrastające się miasta będą stałym generatorem podaży i popytu w tym zakresie.
Tadeusz Kania
Prezes Zarządu w Sindbad Dom
#BranżaDeweloperska #Rynekpierwotnynieruchomości #SindbadDom